O potrzebie odpowiedzialności, dobroci, a nawet i miłosierdzia w kontaktach ze studentami

EDUKACJA. TEOLOGIA I DIALOG
TOM 2, 2005

(On the Need of Responsibility, Goodness and ewen Mercy in Contacts with College Students)

Prawie pięćdziesiąt lat kontaktów ze studentami na wyższych uczelniach krakowskich i poza krakowskich (Lublin – Katolicki Uniwersytet Lubelski, Warszawa, Poznań) pozostawiło w mojej pamięci wiele doświadczeń, którymi chciałbym się podzielić z młodszymi i starszymi kolegami.

Byłem studentem historii sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim, asystentem, adiunktem, docentem, profesorem – równocześnie uczelnianym i tytularnym (Uniwersytet Jagielloński, Polska Akademia Nauk, Papieska Akademia Teologiczna w Krakowie).

Swoje doświadczenia przedstawię w dwóch częściach: przykłady i wnioski

1. Studenci mają przed sobą dwa podstawowe zadania, nie mówiąc o własnej nauce. Są to, po odbyciu zajęć: zdawanie egzaminów i uzyskiwanie zaliczeń. Czy spełnienie tych obowiązków jest przyjemne? Oto pytanie, które mogą sobie postawić. Nie zawsze jest to miłe, rzadko przyjemne.

1.1. Zajęcia często się nic odbywają dzieje się tak zazwyczaj bez wcześniejszego ogłoszenia ich odwołania. Profesorowie spóźniają się więcej niż pozwala na to tzw. kwadrans akademicki, co gorsza – te same wykłady (mam na myśli treść) odbywają się kilkakrotnie, ale pod innymi tytułami.

1.2. Osobnym problemem, który powoduje wiele stresów, są zaliczania; dotyczy to zarówno wykładów jak i tzw. fakultetów czy zajęć seminaryjnych.

Zasadniczo w świetle wielu lat doświadczeń jestem przekonany, że rygorystyczne działania w powyższej dziedzinie nie mają po prostu sensu. Mój profesor Adam Bochnak, który był przez wiele lat dyrektorem Instytutu Historii Sztuki, dziekanem i prorektorem Uniwersytetu Jagiellońskiego, podchodził do tego problemu w specyficzny sposób. Polecał, jak pamiętam, zgromadzić przed sobą na stole indeksy i wszystkie je podpisywał, zapewne ze świadomością, że zajęcia i tak kończą się egzaminem.

2. Kolokwia i egzaminy.

Kolokwia i egzaminy to niestety, jak wszyscy pamiętamy, wyjątkowo denerwujące godziny w życiu studentów. Jak tego uniknąć, w jaki sposób okazać, a nawet zdobyć się na dobro w stosunku do słuchaczy? Z ubolewaniem stwierdzam z własnych doświadczeń, że opóźnienia przy rozpoczęciu egzaminów, nawet magisterskich sięgały nawet kilku godzin. Najlepszym rozwiązaniem, świadczącym o szacunku dla studenta jest przybycie na egzamin nieco przed czasem jego rozpoczęcia. Jest to dobra okazja, aby wpłynąć na poprawienie samopoczucia oczekujących, zapewnienia ich, że wszystko będzie miało w miarę przemyślny przebieg.

Kolokwia i egzaminy są okazją do posłużenia się nie tylko miarą sprawiedliwości, ale i wykazania się pozytywną postawą niewykluczającą miłosierdzia.Każdy student, o czym należy pamiętać, ma określone możliwości naukowe i psychofizyczne oraz pracuje zazwyczaj w odmiennych warunkach. Należy też studentom pozostawić – jeśli nie jest alfabetyczny (za czym optuję) – wybór kolejności zdawania. Dodajmy jeszcze, że przy samych egzaminach, w wypadkach wyjątkowych, nie łamiąc przepisów, możemy sięgnąć do rozwiązań, jakie podsuwa pojecie miłosierdzia.

Ważnym współczynnikiem kolokwium czy egzaminu jest czas jego trwania. Spotkałem osoby, które egzaminy nadmiernie przedłużały, właściwie bez racjonalnych powodów, może dla własnej przyjemności. Spotkałem się takie z opinią, poważnego – jak to określamy profesora, który twierdził, że już po 10 minutach wie, czy student jest przygotowany (tak uważał prof. Adam Bochnak, historyk sztuki).

3. Ukazujmy więc studentom przy egzaminie postawę nacechowaną dobrocią – zazwyczaj na długo to zapamiętają.

Doktoranci stanowią niemal osobny, długi rozdział w działalności każdego profesora. Doświadczenia te zbieram od 25 lat.

Problem doktorantów jest tak szeroki, że trzeba go rozważyć w odcinkach. Jako sposób rozumienia studiów doktoranckich wielokrotnie lansowana była teza ,,doktorant stanowi trzeci etap studiów akademickich”. Etap pierwszy stanowi licencjat, naturalnie nie ten ,,kościelny”, który uzyskuje się po magisterium jako warunek rozpoczęcia doktoratu. Mamy na myśli prace licencjacką upoważniającą do egzaminu po trzech latach studiów. Drugim etapem są studia magisterskie trwające dwa lata. Doktorat miał być tym trzecim etapem, po licencjacie i magisterium.

Na podstawie doświadczeń własnych, ponad pięć lat byłem kierownikiem studium doktoranckiego na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Jagiellońskiego wiem, że zaledwie kilka procent doktorantów uzyskuje oczekiwany stopień naukowy w czasie pięcioletnich studiów (doktorat jest z reguły warunkiem wzięcia udziału w konkursach – zazwyczaj ogłaszanych dla „wiadomej osoby” na asystentów).

Niestety zwykle na nic się nie zdaje cierpliwość, życzliwość i dobroć profesora. Dla uzyskania uczciwego doktoratu konieczne jest, aby kandydat był odpowiednio zdolny, pracowity i miał znośne warunki finansowe, czego oczywiście nie da się przewidzieć.

Istnieje też, nazwijmy to po imieniu, odwrotna strona medalu. Niejeden doktorant po trudach zdawania egzaminów, uzyskiwania recenzji i po pomyślnie zakończonej obronie, zapomina od kogo otrzymał ,,wsparcie”, skąd płynęła życzliwość i dobroć, zapomina o równie jak on zmęczonym promotorze. Jest to przykre, choć z punktu widzenia psychologii człowieka zrozumiałe.

4. Kontakty ze studentami po uzyskaniu przez nich ,,niższych” stopni naukowych, relacje ze studentami innych uczelni.

Profesor działa poniekąd jak wolontariusz, choć nierzadko sam potrzebuje pomocy. Gdy otrzymuje telefony od dawnych, czasem nieznanych osobiście studentów, zawsze musi znaleźć dla nich czas. Istnieje stała, obustronna potrzeba przekazywania wiadomości naukowych i praktycznych, czasem w długich i powtarzanych rozmowach. To, że jest się potrzebnym sprawia satysfakcje, przywołuje pozytywne uczucia, a wynika z dobroci – w szerszym rozumieniu niekiedy jest rzadkim, wyjątkowo obustronnym specyficznym aktem, bliskim miłosierdzia. Tylko kto później o tych rozmowach pamięta? Zapewne niewielu dawnych studentów.

Można na to wszystko spojrzeć z innej strony. Profesorowie są „zmęczeni” parafrazując znane stwierdzenie, pracują na więcej niż jednym etacie, na ogół są w starszym wieku, nie mówiąc już o związanych z ich wiekiem problemach rodzinnych. Trudno wiec oczekiwać od nich całkowitego spokoju i wyrozumiałości w stosunku do nierzadko nachalnych i niewłaściwie zachowujących się studentów.

Dobroć i zrozumienie muszą być obustronne – dotyczą mistrza i ucznia, a wtedy w wyjątkowych wypadkach znajdzie się miejsce na miłosierdzie.

JAN SAMEK

Uniwersytet Jagielloński
Instytut Pedagogiki
Papieska Akademia Teologiczna w Krakowie
Wydział Historii Kościoła

Dodaj do zakładek Link.

Możliwość komentowania została wyłączona.