1950/7. Szlakiem „Orlich Gniazd”

Orli lot 1950, nr 6-7, s. 102-116, fot. 1-4, plany 1-6, rys. 1-7.

 

Idziemy w dół. Stoimy w okienku komnaty.
– Trzymajcie mocno linę, mówi Maciek, który schodzi pierwszy.
– Nie bój się.
Jego sylwetka topnieje w kwadracie okna. Twarz, staje się, jakaś dzika, drgają kąciki ust. Ręka coraz bardziej zaciska się na linie. Noga szuka szczerby w murze na której można by ją oprzeć. Niżej jeszcze niżej, już się nie da, otworu nie ma. Sylwetka znów rośnie.
– Nie, nie zejdę!
Zeszliśmy. Wieczorem płonie ognisko, zamek zczerniał w mroku. Płynie dym. Płomienie iskrzą się coraz słabiej, gasną i uciekają w popiół.
Ostatni oddech umierającego płomienia. Już wstajemy.
Noc, siano, błyski latarek, szmer usypiającej wsi.
Za chwilę gaśnie ostatnia latarka i zostaje tylko szum myśli o długim dniu.

Mirów – Niegowa – Zloty Potok.     25 lipca.

– Spiesz się. nie ma czasu!  –
– Zaraz skończę.
14.Bez_tytu³u_204.Bez_tytu³u_2Stoimy koło kapliczki na drodze z Mirowa do Niegowej. Kapliczka jest niewielka prostokątna, przykryta dwuspadowym daszkiem. Mury ma grube tynkowane i bielone, bez ozdób. Sklepienie beczkowe silnie spłaszczone. Na kamiennej mensie ołtarza ludowa rzeźba Chrystusa upadającego pod krzyżem. Koło niej o pięknej wysmuklej formie rzeźba Matki Boskiej jaskrawo pomalowana.
– Już koniec! Zrobiłeś rysunek?
-Tak. Idziemy do Niegowej!
Pośród liści drzew czerwieni się, barwi jak mak wśród pól okapu wieży brzeg. To kościół w Niegowej, to jego mury, szkarpy, ściany.
Kładziemy plecaki w rogu dziedzińca. Idziemy na plebanię dowiedzieć się o historii kościoła. Młody proboszcz ma także historię zamków w Mirowie i Bobolicach. Siadamy razem na trawie, ksiądz wyjmuje plik kartek i czyta półgłosem. Jest gorące południe pełne słońca i rozgwaru owadów.
Parafia w Niegowej powstała podobno około połowy XII wieku, Kościół zbudowany prawdopodobnie z końcem tegoż wieku, lub z początkiem wieku XIII. W wieku XVI kościół zostaje powiększony a następnie ulega przebudowie w wieku XVII. Znajduje się we wsi, Niegowej po prawej stronie drogi z Tomaszowie do Żarek. Otoczony murem na wzniesieniu ciągnącym się ze wschodu na zachód. Mur W kształcie prostokąta zbudowany z kamienia wapiennego. W ścianie zachodniej od wewnątrz trzy małe szkarpy. Główne wejście od strony wschodniej, brama sklepiona okrągła, u szczytu zamknięta trójkątem. Obok niej prostokątna bramka boczna. Przy rogu północno-zachodnim druga brama W murze o tym samym charakterze. W ścianie północnej furtka na plebanię, przy niej prostokątny budynek.
Kościół jednonawowy z wieżą nad wydłużoną kruchtą główną. Boczna kruchta od południa, dwie zakrystie po obu stronach prezbiterium. Zbudowany z kamienia wapiennego. Najstarsza jego część jeszcze romańska, to tak zwana stara zakrystia przytykająca od północy do prezbiterium. Ogólny plan kościoła pochodzi z okresu gotyku. Nowsze jest przedłużenie krucht, druga zakrystia i występ na tyle prezbiterium. Kruchta główna bardzo wydłużona na planie prostokąta. Nad wschodnią częścią kruchty wieża na planie kwadratu. Wieża kryta blachą, pokrycie w kształcie dwóch graniastosłupów o podstawach ośmiobocznych i różnych wymiarach umieszczonych jeden na drugim. W rogu między południową ścianą wieży a frontem nawy bardzo 3.Bez_tytu³u_1szeroka szkarpa. Ró5.Bez_tytu³u_3g północno-zachodni nawy opatrzony wydłużoną szkarpą o dwóch kapnikach. Do ściany południowej nawy przytyka kruchta boczna połączona z zakrystią przybudówką. Do absydy prezbiterium pierwotnie zakończonej trzema bokami z ośmioboku przytyka dobudówka w kształcie trapezu zawierająca we wnęce figurę Pana Jezusa. Od północy przytyku do prezbiterium prostokątny budynek starej zakrystii. Z zakrystii wzdłuż ściany północnej występuje podłużna przybudówka kryjąca schody na ambonę. Nawa główna wyższa od prezbiterium kryta dwuspadowym dachem gontowym. Okna podłużne zamknięte łukiem. Kruchta południowa kryta stropem drewnianym. Kruchta główna także sklepiona płasko. Wieża podzielona na trzy kondygnacje ze śladami strzelnic w murach. Nawa główna sklepiona beczkowo z polichromią z roku 1926, figuralną i roślinną. Chór rokokowy wsparty na dwóch kolumnach. Pod chórem rokokowo rzeźbione ławki.
W rogach przy prezbiterium dwa ołtarze barokowe o identycznych formach ze śladami rokoka. W lewym nowa statua św. Antoniego, w prawym obraz św. Katarzyny. Na lewej ścianie nawy ambona rokokowa. Na tejże ścianie liczne nagrobki z XX w. z herbami i medalionami. Prezbiterium sklepione beczkowo z gzymsem z barokowymi aniołkami. W przejściu z nawy dwie statuy świętych. Polichromia taka jak w nawie. Ołtarz główny składa się z dwóch części menzy z rokokowym tabernakulum i właściwego ołtarza z obrazem św. Mikołaja. Nowa zakrystia sklepiona beczkowo z okrągłym kamieniem herbowym w podłodze, pochodzącym z zamku w Mirowie. Stara zakrystia przytykająca od północy do prezbiterium dawna część kościoła bardzo nieudolnie sklepiona beczkowo, w niej barokowa chrzcielnica.
Już idziemy, już droga, już las. Droga zarosła kapliczkami. Ta tuli się do drzewa, tamta wyrosła słupem w górę u drogi, to szlak na Jasną Górę. Las, sosny brunatnymi pniami wiążą się, splatają w szczyt lasu idą. Mieszają zielonymi łapskami biel obłoków, szumią i chybocą się. Dziwny las tak strasznie zielony. Zieleń rwie się z drzew, spływa w dół jak żywica, pachnie, pachnie rysunek, błękit leniwie rozlewa się po papierze, kłębi, rozdziera na ciemne pasma cierni. Las zaczynu błyskać sławami, wypryskują w górę pstrągi, u brzegów zieleni puch, przeźroczysta woda. Ryby jak wrzeciona motające srebro wody. Złoty Potok. Idziemy w bok mostkiem nad strumieniem. Strumień rozlewa się wzdłuż muru w rozległy staw. I staw lśni bezbrzeżną taflą, pali się błyskami i bełkocze cicho. Noc nie jest ciemna. Niebo jest pełne świateł, to biegną gwiazdy, kręgiem w koło. Łańcuch gwiazd zbliża się do nas, zawija i biegnie w dół. Gwiazdy się śmieją, mrugają. Może i zaświecą przez szpary w czerń stodoły.

Złoty Potok – Przymiłowice 26 lipca

Między stopami szemrze woda. Czysta nagrzana słońcem, błyskająca w jego promieniach jak prawdziwe srebro. Dno jest piaszczyste, pofałdowane w lekkie bruzdy. Krople spływają leniwie po plecach. Woda pod uderzeniem rąk wzbija się w fontanny, pieni się, błyska, zawisa na słońca promieniach. Pod dużą wierzbą rozsiadłą na brzegu, wybłyskają tumany wody. Słychać straszy plusk. To myje się Tadek. Pochyla się z głową w bełkotliwych strugach. Brzegiem uciekają kaczki zdyszane chybotliwym biegiem.
– No wychudź już!
– Zaczekajcie. Taka śliczna woda, a oni już chcą wracać! biada.
– Woda ci nie ucieknie, a trzeba iść rysować kościół.
– Dobrze już dobrze zaraz do was przyjdę. Jaka szkoda, warto by się jeszcze wykąpać.
Za chwilę kaczki obejmują znów potok w swoje posiadanie. Idziemy opracować kościół.
– Doprawdy nie wiem, które części są tu dobudowane.
Najgorzej jest, gdy przy przebudowie zaczynają naśladować dawny styl.
– Wygląda na to, że ta cała wieża jest nowa.
– Co z tego, że wygląda, przecież tak nie mogę napisać w opracowaniu.
Trzeba wiedzieć konkretnie nowe czy stare.
– Zaczekaj pójdziemy z Wieśkiem poszukać proboszcza.
6.Bez_tytu³u_127.Bez_tytu³u_13Kościół w Złotym Potoku powstał w okresie gotyku. Rozbudowany w 1780 roku. Z końcem XIX w. został przedłużony i wtedy też dobudowano wieżę na froncie. Znajduje się na wschód od drogi prowadzącej do Janowa, w obrębie miasteczka Złoty Potok. Otoczony jest murem o formie wydłużonego wieloboku. Wejście znajduje się w ścianie zachodniej i składa się z głównej bramy z dwoma wejściami mniejszymi po bokach, sklepionymi okrągło. W obrębie dziedzińca znajduje się kilka starych drzew. Kościół zorientowany na wschód o założeniu gotyckim z wieżą w ścianie frontowej. Prezbiterium zakończone trzema ścianami ośmioboku z dwoma zakrystiami po bokach i dwoma kaplicami przytykającymi do nawy przy rogach pomiędzy zakrystiami. Wieża i przedłużenie nawy jest dziełem XIX. wieku. Posiada liczne ozdoby o formach neoromańskich, podzielona na kondygnacje z przykryciem dachu w formie ostrosłupa na ośmioboku. ściany zewnętrzne naw podzielone gotyckimi szkarpami i ozdobami o formach neogotyckich w części dobudowanej. W ścianie południowej boczne wejście do kościoła. Do ściany tej przytyka w rogu koło zakrystii, kaplica na kwadracie z kopulą krytą blachą. Na rogach zakończenie prezbiterium trzy gotyckie szkarpy. Od strony przeciwnej przy nawie głównej neogotycka kaplica z XIX w. Nawa główna i prezbiterium kryte dachami dwuspadowymi blachą. Nad nawą barokowa sygnaturka. W wieży dwa dzwony wczesno-gotyckie. Na strychu kościelnym duża ilość książek. Najstarszy brewiarz z 1640 r. Kruchta pod wieżą sklepiona płaskim łukiem z nową polichromią. Chór wsparty na dwóch filarach z ozdobami w stylu klasycznym. Kazalnica nowa. Po prawej stronie tęczy ołtarz klasyczny z obrazem św. Wawrzyńca. Po lewej stronie ołtarz klasyczny z obrazem św. Wawrzyńca. Po lewej stronie ołtarz o tym samym charakterze z nowym obrazem Matki Boskiej. Po prawej stronie przy końcu nawy kaplica przykryta kopułą wspartą na ośmioboku. Ściany i sklepienia bogato i rzeźbione. Całość pochodzi z XVIII w. W kaplicy ołtarz z rzeźbami świętych. W środku reprodukcja obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Przy lewej ścianie nawy neogotycka kaplica sklepiona łukowo. Prezbiterium sklepione płasko z polichromią neogotycką. Główny ołtarz posiada antypedium ozdobione gobelinem o kompozycji figuralnej. Tabernakulum rokokowe w formie wieloboku. Pośrodku obraz przedstawiający chrzest Chrystusa z XVII w. Stalle nowe. Z lewej strony wejście do zakrystii, w nim kute drzwi z zamku w Ostrężniku. Zakrystia sklepiona beczkowo. Z prawej strony prezbiterium wejście do nowej zakrystii. W niej piękna monstrancja gotycka znaleziona w podziemiach zamku w Ostrężniku.
8.Bez_tytu³u_14– Chodźcie na obiad. Józek z Mietkiem wrócili już z Ostrężnika.
Stajemy przed stodołą.
– Jak wygląda ten zamek w Ostrężniku?
Józek podnosi się z trawy.
– Nic nadzwyczajnego
– Czy to daleko od Złotego Potoku?
– Jakieś 2 km. na południe.
– A czy dużo zostało murów?
– Nie wiele. Zbudowany na planie wydłużonego prostokąta, od południa są ślady fosy. Całość leży na wzgórzu wapiennym silnie zalesionym, na prawo od szosy z Żurek do Złotego Potoku. W środku budynku są jeszcze ślady prawie całkiem zasypanej studni. Zrobiliśmy plan, fotografować nie było czego.
Nie oglądniemy już pałacu trzeba się spieszyć,. Idziemy wzdłuż rzeki drogą do Janowa. Pośród drzew bieli się wieża.
– Opiszmy ją.
– Nie. za późno już, na noc mamy dojść do Olsztyna.
12Słońce zachodzi, zasypuje czerwienią szpary drzew, sypie tak obficie, że czerwień kłębi się na drodze na naszych twarzach, jak wapienny pył. Idziemy jakoś cicho. Najmniej mówi Józek. Jego ciemna sylwetka wysuwa się naprzód, plecak w kleszczach jasnego koca chybocze się na boki, twardy zarys twarzy ostro wcina się w ostatni pobłysk lśniącego słońca. Widać Olsztyn. Zostajemy we wsi Przymiłowice.
Czekamy aż w stodole ułożą snopki. Tam na lewo wśród drzew rozpościera się zżółkły błękit. Można hen patrzeć wciąż i wciąż, bez myśli.
– Chodź, pomogę ci rozlokować koc. Wyglądasz jakbyś był bardzo zmęczony.
– Będziemy spać tu, koło ciebie – mówi Maciek.

Przymiłowice – Olsztyn – Częstochowa     27 lipca.

– Wy jeszcze śpicie? Dawno świeci stolice. Będzie ładny dzień.
No wstawajcie!
9.Bez_tytu³u_1510.Bez_tytu³u_16Mietek kraje długie kromki chleba i układa je na przykrywce od kociołka.
– Dałbyś im spokój, niech się wyśpią. Przecież dopiero siódma godzina.
– Skąd mamy wiedzieć która?
– Tutaj w stodole jest tak ciemno, że nie wiadomo czy świeci słońce.
Pod szarym kocem koło ściany zaczyna się coś poruszać. To obudził się Tadek. Przeciąga się jak stary kocur i znów zamierza zasnąć.
– Co ty jeszcze chcesz spać?
Tadek wstawajże!
– Wyspać się człowiekowi nie pozwolą, co to za czasy.
Mietek obojętnie wychodzi ze stodoły. W drzwiach odwraca się i mówi.
– W takim razie nie czekamy. na ciebie ze śniadaniem.
– Co? Co? śniadanie, a to zupełnie co innego. Już się ubieram!
Idziemy drogą ku ruinom zamku w Olsztynie.
Słońce bieli się na wytryskającej w górę czerwienią cegły wieży olsztyńskiego zamku. Ile to lat, ile wieków pląta się po tych kamieniach? Zamek w Olsztynie powstał w wieku XIII a rozbudowany został przez Kazimierza Wielkiego. W roku 1354 miał tu zginąć ukarany za zabójstwo Maciek Borkowic. W 1587 roku bezskutecznie oblegał zamek Maksymilian, arcyksiążę austryjacki. W drugiej połowie XVII zamek został zdobyty przez Szwedów i odtąd datuje się jego upadek. Zbudowany jest na wysokiej skale wapiennej z kamienia i cegły. Zajmuje dość dużą powierzchnię na różnych poziomach. Najlepiej z całego zamku zuchowaty się trzy baszty. Najwyższa, położona na szczycie skały, okrągła zbudowana w dolnej części z kamienia w górnej zaś przechodzi w ceglany wielobok. Dwie pozostałe położone na niższym poziomnic prostokątne. Poza tym zachowały się liczne ściany budynków, szczególnie w okolicy okrągłej baszty oraz ślady murów obronnych. W części południowej zasypane piwnice. W całym zamku wtulać wzmocnienia przeprowadzone przy robotach konserwatorskich, szczególnie w basztach.
– Wiecie że dziś ostatni raz palimy ognisko.
– A-ha, przecież dziś wieczorem mamy dojść do Częstochowy.
– Szkoda, ostatnie gotowanie obiadu nie trwało dłużej jak dwie godziny.
Mietek podkładu coraz więcej drzewa, ogień rośnie, wije się dokoła kociołka, wystrzela całymi snopami iskier. Dym jest ciemniejszy połyskuje brunatną strugą nad trawą, Maciek w zamyśleniu patrzy na niknące w płomieniach wiązki chrustu.
– Pamiętacie, jak w Krakowie myśleliśmy, że będzie brakowało drzewa do palenia? Okazało się, że wszędzie jest tyle drzewa, ile tylko się chce,
– Musimy dziś załatwić się z tymi dworna puszkami konserw. Nie ma co ich zostawiać.
– Wiesiek może pomożesz obrać ziemniaki, a my pójdziemy opisać kościół.
11.Bez_tytu³u_1712.Bez_tytu³u_18Schodzimy do miasta.
Poczta, widokówki z zamkiem w Olsztynie z szelestem spadają na dno skrzynki. Wracamy do kościoła. Zielenią się kłęby liści na drzewach. Gałęzie delikatnie chyboczą się na wietrze. Ten kościół to już ostatni który opracowujemy, ostatni opis i plan.
– Dyktuj, nie jest trudny.
Kościół powstał w 1726 r., po spaleniu pierwotnego z drzewa. Znajduje się na północ od rynku olsztyńskiego, po prawej stronie drogi z Janowa do Częstochowy. Otoczony prostokątnym murem. W ścianie zachodniej główne wejście z trzema bramami, bocznymi mniejszych rozmiarów, kryte falistym daszkiem o formach barokowych. Drugie wejście w ścianie południowo-zachodniej. W murze południowo-wschodnim kapliczka z barokowym obrazem św. Izydora. W obrębie dziedzińca kościelnego znajduje się jeszcze figura św. Józefa z poł. XVII w. Kościół zorientowany, prezbiterium na pd. – wsch.
Jednonawowy z wieżą przed frontem nawy, dwoma kaplicami po stronach prezbiterium, zakrystią i składzikiem kościelnym między kaplicami a nawą. Wieża podzielona na dwie kondygnacje kryta hełmem barokowym. Nawa główna kwadratowa kryta dachem dwuspadowym. Prezbiterium dłuższe od nawy z dachem trójspadowym. Od południowego zachodu i północnego wschodu przytykają do prezbiterium dwie kaplice kryte także dachami trójspadowymi. W rogu między kaplicą południowo  zachodnią a ścianą prezbiterium zakrystia z małą kruchtą od zewnątrz. Po drugiej stronie składzik kościelny. Kruchta pod wieżą sklepiona beczkowo z lunetami. Na lewo schody na wieżę. Nawa sklepiona także beczkowo ozdobiona skromną polichromią. Chór nowy wsparty na dwóch filarach. Przy lewej ścianie barokowa chrzcielnica z 1757 r. z posągiem św. Jana Chrzciciela na drewnianej pokrywie. W rogach przy prezbiterium dwa barokowe ołtarze. W lewym obraz Przemienienia Pańskiego, w prawym św. Józefa. Prezbiterium wyższe od nawy głównej sklepione beczkowo z polichromią jak w nawie.
W przejściu z nawy barokowa kazalnica z płaskorzeźbami. Po obu stronach prezbiterium stalle barokowe, każda z czterema obrazami papieży na zapleckach. Ołtarz główny o jednej kondygnacji barokowy z obrazem Chrztu Pana Jezusa pośrodku z tegoż okresu. Na lewo od prezbiterium kaplica Matki Boskiej z polichromią, sklepiona beczkowo. Ołtarz bardzo ozdobny z licznymi figurami i kopią obrazu częstochowskiego pośrodku. Naprzeciw kaplica Aniołów Stróżów o podobnej architekturze. Ołtarz o takim samym charakterze 13.Bez_tytu³u_19z barokowym obrazem Anioła Stróża. Między kaplicą Matki Boskiej a prezbiterium zakrystia sklepiona krzyżowo.
Idziemy dziś gorzej niż zwykle. Gdybyśmy mieli przed sobą jeszcze kilkanaście dni szlibyśmy jak zwykle, teraz gdy wiemy, że to już koniec, przychodzi dziwne odprężenie. Wydaje się nam że droga jest długa bez końca. Znów brzegiem lasu. Nie ma kapliczek. Droga ciągnie się wciąż i wciąż, bez kresu. Za nami tuman pyłu, auto, szofer wygląda, patrzy na nas. Po diabła patrzy, auto zwalnia, skręca ku brzegowi drogi, tuman blednie – stanęło, trzaskają drzwi szoferki.
– Chodźcie! Idziecie do Częstochowy? Podwiozę was.
Ładujemy się na platformę, między żelaznymi beczkami leżą nasze plecaki. Auto rusza, coraz prędzej. Tnie nas pęd powietrza, droga się kurczy, ucieka, szaleją w bezładnym popłochu broniące jej drzewa. Auto drze powietrze, rozcina je, szarpie i rwie naprzód, dalej, dalej… Zwisające nad drogą gałęzie drzew smagają co chwila po twarzach liśćmi. Fabryki, domy, już przedmieścia Częstochowy. Auto kurczy się w sobie, jak kot do skoku, maleje, zgrzytu żelazem obręczy na platformie i rwie dalej. Sypią się podarte szmaty wiatru. Zakręt, szalonym tukiem auto łamie się w biegu, gnie na bok, znów skręca jak wąż i śmiga serią z K.M. prostą linią dalszej szosy. Wymija ciągnik wlokący się brzegiem drogi, kluczy ulicami, z jazgotem przebiega wzdłuż chodników. Ostatni zakręt, zryw hamulców, stop – Częstochowa.
Domy, kamienice, neogotycka katedra, szeregi szkarp, łukowe biegną okna. Długa aleja w błysku krągłych lamp, sklepy wyiskrzone bogactwem wystaw, śmiejące się falangi wesołych, zadowolonych z siebie, wystrojonych ludzi. Długie modne suknie, tulące się do siebie pary. Błysk światła na fotografiach, kino, cukiernia.
To przecież miasto. To nie smutna w przestrzeń płaszczyzna pól. To nie na ruinach zamku słońca błysk, to miasto.

Częstochowa 28 lipca.

Zniknął mrok za oknami. Szary ranek przerodził się w słoneczny, błyskotliwy promieniami dzień. Pójdziemy na Jasną Górę. Ulice są jeszcze puste. U kresu długiej alei wyrostu wśród słonecznych plam wieża kościoła.
Wychodzimy na bastiony, idziemy w koło murami. Przed oczy staje obrona Częstochowy. Czarna noc rozdarta błyskiem wysadzonej kolubryny. Tam niżej u stóp bastionów zielenią się drzewa, jasne ścieżki rozcinają zieleń traw. Po południu pójdziemy oglądać inne kościoły.
– Kocie, ile jest już wszystkich rysunków? Mówiłeś że zrobicie 200 do końca obozu.
Tadek wychodzi na kamienny występ odwraca się i patrzy na pełen słońca klasztor.
– Tak tutaj można by dużo zrobić, dużo, ale wiecie jakoś mi się zupełnie nie chce rysować, Nawet gdy już zacznę, nic mi nie wychodzi.
– Za dużo rysowałeś w ostatnich dniach, albo jesteś po prostu zmęczony.
– Skądże! oburza się Tadek, tylko nie mogę sklecić uczciwego rysunku i już.
– Tak to jest zupełnie możliwe.
– Moglibyście przerwać na dzisiaj to rysowanie. Wczoraj przeglądałam rysunki, jest ich tyle, że nie wiem nawet, jak je zapakować.
– Nie warto, przecież nie przywieziemy do Krakowa pustych kartek.
– A ile wam brakuje do dwustu? pyta Maciek.
– Zdaje się że jest już 185.
– To znaczy że trzeba narysować jeszcze 15?
– Kiedy wy to zrobicie?
Nie bój się. Jeszcze jest cały dzień czasu.
– Jakoś się zrobi dorzuca Wiesiek.
19.Bez_tytu³u_24Jest gorąco. Słońce prawie prostopadłym rzutem promieni praży ziemię. 15.Bez_tytu³u_19Wracamy ku miastu, już nie aleją, ale bocznymi, łamanymi w przecznicę uliczkami. Teraz pójdziemy do św. Barbary. Polem katedra z siekanym żebrami stropem, biała i pusta. Kościół św. Zygmunta. Szaleńczo wygięte formy baroku na bieli kartonu. Rysunek, do dwustu jeszcze 10, jeszcze 8. Już za ciemno żeby rysować.
– Wracamy!
Znów te same ulice, domy, wystawy. Pokój wydaje się lak dziwnie jasny. Tyle dni kładliśmy się spać przy mdłym świetle latarek, w czerni stodoły.
– Te łóżka są strasznie twarde, najlepiej by było by poszukać sobie gdzieś bliska miasta porządną stodołę i tam się uczciwie wyspać.
– Schroniska są do niczego. Nie ma jak stodoła. Zupełnie nie wiem jak się położyć, skarży się Maciek.
I tak twardo, i tak twardo; ani się wyciągnąć porządnie.
– Do licha na co są te łóżka, jak na nich nie można spać.
– Tak to może położysz się na ziemi. Swoją drogą, że jednak jest wygodniej spać na słomie.
Suchy trzask kontaktu. W jednej chwili światło lampy zwija się i niknie. W pokoju jest czarno, zmrok. Za otwartym oknem tam w dali błyska jakieś światełko. Szarpnięty koc z szelestem spływa na podłogę.
– Gdzie Ty znów się wybierasz Kocie?
– Spijcie, chciałem tylko popatrzeć przez okno.
Płyną powoli fale chłodu. Zielone światełko na szczycie wieży Jasnej Góry zdaje się unosić w powietrzu gdzieś wysoko, ponad skąpanymi w cieniu dachami miasta. Jest zupełnie cicho, noc. Za oknem w czarnym puchu mroku przewija się leniwie szerokoskrzydła ćma. Bezszelestnie siada na parapecie, jak wełnisty splot przędzy. To jutro już będziemy W Krakowie. Ćma powoli zaczyna wędrować brzegiem gzymsu.
– Kocie nie śpisz?
– A co chciałeś?
– Wiesz, to dziwne, że wszystko się udało. Pamiętasz w Krakowie ten deszcz przed wyjściem, nikt nie wierzył, że pójdziemy. Potem był Ojców, Pieskowa Skała …
Maciek też nie śpi.
– O czym mówicie? Tak cały obóz przeszedł jakoś prędko. Teraz właśnie myślałem o tym, że przecież tak niedawno byliśmy w Smoleniu. Przyjemnie było w tej grocie? Wiesz Kocie tam gdzie sypały się kamienie ze stropu.
– Wiem. Szkoda że to wszystko przeszło. Trudno, przeszło i koniec,
– Przestańcie tam. gadać! Czy mam w was rzucić poduszką? Jutro trzeba wcześniej wstać.
Szara ćma zniknęła w aksamicie nocy. Gdzieś poleciała, może daleko na pola.

Częstochowa – Kraków 29 lipiec.

– No wstajemy!
– Po co? I tak dzisiaj jedziemy do Krakowa. Może jeszcze chciałbyś, żebyśmy poszli mierzyć kościoły w Częstochowie.
– Nie opowiadaj głupstw. Nie ma już nic do roboty, ale na co siedzieć w domu, gdy jest ładna pogoda.
Józek przewraca się na drugi bok.
– I tak bym nic nie robi! Chociaż by była i najpiękniejsza.
Wreszcie wstajemy, trzeba wszystko popakować, uporządkować plany i opisy. O drugiej wyjeżdżamy do Krakowa. Przed południem warto by jeszcze iść na Jasną Górę. Wreszcie wychodzimy. Nie bierzemy plecaków, wrócimy po nie po obiedzie. Na dziedzińcu klasztornym ostatnie dwa rysunki – widoki kościoła.
– Macie już te wasze 200 rysunków?
– Są, a może chciałeś jeszcze coś narysować. Proszę, proszę, są jeszcze wolne kartki.
– Schowaj je sobie.
Potem idziemy do parku. Siadamy na ławce, wśród drzew widać bastiony i wieże Jasnej Góry. Już późno trzeba iść na dworzec. Wstępujemy do schroniska po plecaki. Wydają się jakieś ciężkie. To dlatego, że nie mieliśmy ich na sobie przez dwa dni. Dworzec, różnorodny tłum czekających na pociąg, jakieś baby z tłomoczkami i pielgrzymki. Będzie trudno się dostać. Rzeczywiście z chwilą, gdy zajeżdża pociąg, wszystko rzuca się naprzód, pcha, tłoczy i szturmuje do wejść. Na szczęście nie osłabliśmy zupełnie po trudach wędrówki i po chwili siedzimy już w przedziale.
Pociąg rusza. Wlecze się jakoś ociężale, staje z przeraźliwymi gwizdami na stacjach i znów toczy się dalej.
– Po co my właściwie wracamy do tego Krakowa. Nie mam pojęcia, co tam będę robił.
– Przecież na taki gorąc wściec się można w mieście,
– Nie bój się, skończą się wakacje, zacznie się nauka.
– Może przestaniesz gadać o nauce. Na to jest czas, jeszcze jej będzie dosyć w roku szkolnym. Jeszcze posiedzisz nocą nad książką i obleją Cię. Nie bój się. Ale teraz jeszcze jest obóz. Niech rozpali się śmiechem ostatni dzielń! Dość tych wspomnieli! Przejdzie nauki rok, pójdziemy na drugi obóz. Jeszcze dalej, zobaczymy nowe kościoły, nowe zamki.
Nie patrzcie w tył. W mroku, w dali nie zobaczycie szlaku, wędrówki. Coraz powolniej szczękają szyny. Kraków. Wysiadamy. Idziemy razem szeroką ulicą. Jest już noc. Już 11. Zaśniemy późno, jak za dawnych obozowych dni.
Kraków, 16 XI 1949 r.
Koniec

Jan Samek
III Państwowe Gimnazjum i Liceum im. Króla Jana III Sobieskiego w Krakowie.
Obecnie: (II Liceum Ogólnokształcące im. Króla Jana III Sobieskiego w Krakowie).

Otagowano , , , , , , , , , , .Dodaj do zakładek Link.

Możliwość komentowania została wyłączona.